niedziela, 6 grudnia 2015

Rozdział 3: "..Świetnie sobie radzisz.."

Selena

Opowiedziałam o wszystkim Kylie oraz o mojej zemście.Miałyśmy wspólnie wymyślić jakiś plan, ale kiedy tylko zaczęłyśmy pić cała złość ze mnie spłynęła. Skończyło się na tym, że obie zasnęłyśmy chwilę po jedenastej. Kiedy wróciłam do mieszkania zastałam tam jedynie głuchą cisze co było mi jak najbardziej na rękę. Była dziś niedziela, więc miałam wolny dzień, aby zając się sobą. Idą do łazienki sięgnęłam po komórkę dzwoniąc po pizze. W między czasie wzięłam szybki prysznic. Wychodząc z kabiny narzuciłam na siebie szlafrok, a mokre włosy zawinęłam w ręcznik. W momencie, w którym wyszłam z łazienki ktoś zapukał do drzwi.

-Dzień dobry.- Chłopak około dziewiętnastki wręczył mi pudełko. Sięgnęłam po pieniądze, które miałam odliczone na szufladzie obok wejścia. Nie starałam się być miłą po prostu od razu zamknęłam drzwi bez słowa. Razem z moją ukochaną pizzą rzuciłam się na kanapę sięgając po pilot. Miałam jakieś 5 godzin zanim spotkam się z Justinem, więc 3 z nich miałam zamiar przeleżeć.


Justin 
Siedziałem na kanapie w salonie przeglądając papiery potrzebne mi do pracy. Tak na prawdę gówno mnie obchodziło co tam jest. Najchętniej wyszedłbym gdzieś z kumplami, zarwał do jakiś lasek i wypiłbym kilka piw. Od czasu kiedy przejąłem robotę po ojcu 2 lata temu nie mam wiele czasu dla kumpli. Teraz wyobraźcie sobie dwudziestotrzyletniego chłopaka dla którego najważniejsze są imprezy, dziewczyny i wyścigi samochodowe, który musi to wszystko zostawić, aby zająć się robotą po ojcu. Na szczęście odziedziczyłem też po nim smykałkę do interesów. Rzuciłem papiery na miejsce obok mnie łapiąc za telefon. Była dopiero 14 więc miałem jeszcze sporo czasu do spotkania z Seleną. Ciekawiło mnie co teraz robi. Czy jest teraz zajęta? A może już się szykuje? Była pierwszą dziewczyną, która zapadła mi w pamięć. Pewnie po tym jak się z nią prześpię zapomnę o niej i znajdę inną. Jak na razie nie interesowały mnie związki na dłuższą metę. Miałem wybrać jej numer kiedy usłyszałem głos mojej siostry. 

-Justin. Jaxon zepsuł mi Bibka.- Przewróciłem, ale szybko pobiegłem na górę. Dla ścisłości Bibek to jej pluszak. Jasmine siedziała na łóżku z miśkiem. Jaxon za to stał obok, a po jego policzkach ciekły łzy.

-To już 2 w tym tygodniu.- Jęknąłem do nich zabierając pluszaka z jej rąk. Szwy przy jego szyi były rozerwane. Na szczęście można było to naprawić.- Da się to naprawić, a Ty Jaxon nie płacz już.- Pogłaskałem go po głowie na co on lekko się uśmiechną.

-A co z Bibkiem?- Krzyknęła głośniej kiedy chciałem wyjść z pokoju.

-Nie jest źle. Poproszę mamę żeby go zszyła.- Kiedy kiwnęła głową ucieszona mogłem spokojnie wyjść z pokoju. Chociaż strasznie ich kochałem potrafili irytować mnie gorzej niż inni. Schodząc na dół usłyszałem swój telefon. Podbiegłem do niego odbierając nawet nie patrząc kto to.

-Czego?- Warknąłem do słuchawki.

-Coś Cie w dupę ugryzło Biber?- Spojrzałem na wyświetlacz. Scott.

-Odwal się stary. Nie mam teraz humoru.- Ten to zawsze wiedział kiedy zadzwonić. Łapiąc telefon między ramieniem, a uchem. Sięgnąłem po dokumenty z sofy, które wcześniej tam rzuciłem.- To czego chcesz?

-Idziemy dziś do Brocka...

-Idziecie? -Przerwałem mu chcąc dowiedzieć się kto dokładnie tam będzie.

-No wiesz.. Ja, Em, Charlotte, Luk i oczywiście Brock... i jakieś laski. No wiesz jak za starych dobrych czasów. Napijemy się, przelecisz Em.- Myślałem chwilę nad odpowiedzią. W sumie już dawno nie piłem u Brocka i bądź co bądź dawno nie spałem z Emmą. Nie byliśmy razem i nie żywiłem do niej jakichkolwiek uczuć. Czasem kiedy miałem ochotę ją przelecieć lub kiedy ona miała ochotę po prostu to robiliśmy.

-O której mam być?- Przejechałem dłonią po włosach skanując swój dzisiejszy plan. Muszę sprawdzić kilka dokumentów później spotkanie z Seleną i jestem wolny. 

-24.- Jęknęłam pod nosem. Rano musiałem stawić się w biurze i nie było mi to na rękę.

-Stary wiesz przecież, że... 

-Zapomniałem.- Przerwał mi czego strasznie nie lubiłem.- Wielki B ma teraz obowiązki. Uważaj, bo niedługo zaczniesz łazić w garniaku i uklepanych włosach.

-Odpieprz się stary. Wiesz, że sam tej roboty sobie nie wybrałem.- Zawsze wiedział co powiedzieć, aby mnie wkurwić.- 24, będę.- Rozłączyłem się rzucając telefon na kanapę. Chociaż to moi przyjaciele, kochali mnie wkurwiać i testować moją wytrzymałość, bo jeszcze żadnemu z nich nie przywaliłem.- Będę musiał to zmienić.- Wzruszyłem ramionami idąc do kuchni, która była połączona z salonem. Dzieliła je jedynie szklana ściana. Sięgnąłem do lodówki, bo od rana nic nie jadłem, a mój żołądek dawał już o sobie znać.

-Justin.- Zaraz za mną do kuchni wszedł Jaxon.- Kiedy będzie mama?

-Nie wiem. Poszła po zakupy, a chcesz coś?- Młody pokręcił głową siadając na krześle niedaleko mnie.- Może zrobię coś słodkiego?

-Tak!- Uśmiechnąłem się do niego szperając po szufladach.

-Może być gorąca czekolada z bitą śmietaną?

-Tak, tak, tak.- Jaxon krzykną uradowany. W tym samym momencie usłyszałem jak drzwi wejściowe otwierają się.

-Mama wróciła.- Mruknąłem do chłopaka, który od razu wstał i pobiegł do niej. Odwróciłem się przodem opierając się o kuchenny blat.

-Mamo, mamo. Justin robi mi gorącą czekoladę.

-Ciesze się.- Matka pogłaskała go po głowie kładąc zakupy na blacie nie odzywając się do mnie słowem. Nie byliśmy w najlepszych stosunkach już od jakiś 2 lat dokładnie od śmierci ojca. Czułem się tak jakby obwiniała mnie za jego śmierć. Dobra może nie byłem zbyt "grzeczny", ale to na pewno nie była moja wina. 

-Niedługo wychodzę, wrócę jutro rano.- Odwróciłem się do niej plecami nie chcąc patrzeć jej w oczy. Zawsze kiedy na mnie patrzyła były puste, pozbawione jakichkolwiek emocji.

-Nie idziesz jutro do biura?- Zerknąłem na nią przez ramie. Nawet na mnie nie patrzyła. 

-Idę.

-Więc powinieneś zostać i się wyspać. Będziesz zmęczony...

-Więc może powinnaś zając się tym sama, a nie zrzuciliście to na moje barki.- Krzyknąłem odwracając się do niej. W końcu na mnie patrzyła, ale nic nie powiedziała. Dobra ja też nie byłem względem niej w porządku, ale ludzie... Na prawdę nie prosiłem się o tą robotę. Lubiłem się bawić i nigdy tego nie ukrywałem.- Przepraszam. Nie powinienem był krzyczeć. 

-Nie masz racje. Nie powinniśmy byli zrzucać tego na Twoje ramiona. Wiedziałam, że nie jesteś gotowy zając się tym wszystkim, ale Ty miałeś przejąć tą prace po ojcu. Po Tobie miał to zrobić Twój syn.

-Wiem, mamo.- Po tych słowach zastała cisza. Z lekkim wahaniem. Podeszła do nie kładąc dłoń na moim ramieniu.

-Mimo wszystko świetnie sobie radzisz, synu.- Oniemiałem. Pierwsza pochwała po 2 latach. Nic więcej nie powiedziała tylko wróciła do swojej czynności, więc i ja zrobiłem to samo.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz